Światowy Dzień Ubogich

Może to ja jestem Bartymeuszem?



Dziś, we wspomnienie św. Brata Alberta, wczytując się w niezwykłą treść Orędzia Papieża Franciszka na 2. Światowy Dzień Ubogich, warto zadać sobie pytanie: Może dziś to ja jestem tym Bartymeuszem, który powinien zawołać: „Synu Dawida! Ulituj się, abym przejrzał, abym usłyszał, aby moje życie było dobre jak chleb!”?

Zobacz i usłysz

Wygodniej jest czasem nie widzieć, nie słyszeć, nie wiedzieć. Przecież, co się zobaczyło, tego się nie „odzobaczy”, jak mówi współczesny człowiek.

Wygodniej jest nie widzieć ubogich, nie słyszeć ubogich, nie wiedzieć gdzie są. Ubogi, biedny, inny wprowadza w nasz spokojny światek dyskomfort, bo to przecież ktoś, kto przynosi niepewność, niestabilność, dezorientację w codziennych nawykach. (por. punkt 6. Orędzia na 2. Światowy Dzień Ubogich).

Nie „odzobaczy” się raz zobaczonych poranionych nóg, z których wychodzą larwy, nie „odzobaczy się” przekrwionych, załzawionych i „jeszcze wczorajszych” oczu oraz wyciągniętej dłoni, nie „odusłyszy się” pytania osadzonej : „Gdzie był Bóg, kiedy trzymałam ten nóż, którym zabiłam? ”, nie „odusłyszy się” płaczu dziecka odbieranego matce przez służby…

Otworzyć drzwi serca i życia

Może i chciało by się być wtedy kimś takim, kto współczesnego Bartymeusza ucisza, zamyka mu usta, ustawia w odpowiedniej kolejce i powoli odbiera nadzieję. Niejednokrotnie spotykając się z ludzkimi historiami, problemami, dramatami, dotykam własnej bezradności. Bezsilność zamyka oczy, uszy, serce. Trzeba odwagi, by usłyszeć krzyk potrzebującego. Czasem ten krzyk trzeba zobaczyć, bo jest już niemy, zachrypnięty, cichutki, widać go tylko w oczach. Jak usłyszysz, to nie da się „odusłyszeć”, nie można wtedy pozwolić, by ten krzyk „upadł w próżnię”. Tylko jak zrobić „przestronne miejsce” w moim sercu, jak nie „odgrywać roli”, a prawdziwie być siostrą, bratem, przyjacielem? „Duch Święty sugeruje gesty, które są znakiem odpowiedzi i bliskości Boga”.

Iskierka, którą warto dostrzec

Jeszcze jedna myśl. Gdy usłyszysz i zobaczysz głód ubogiego, ten prawdziwy, realny brak oraz zdasz sobie sprawę, że jest w tobie coś, co ten głód może zaspokoić − również „nie odzobaczysz”. Odkrywając, że Pan piecze z twego życia chleb, jesteś wolny i możesz zgodzić się na bycie narzędziem, ale możesz powiedzieć też: „nie, dziękuję”. Bóg i tak będzie kochał, i na twój biedny krzyk odpowie. Pan jest wierny, troskliwy i zawsze „opatruje rany duszy i ciała”. Jednak nie „odzobaczy się” też iskierki nadziei i szczęścia w oczach drugiego człowieka, gdy jesteś budzącym nadzieję, mówiąc: „Bądź dobrej myśli, wstań, woła cię!” (Mk 10, 49), „Serio, Pan słyszy twoje wołanie i jest blisko”.

Nie wiem, jak to się dzieje, że krzyk ubogiego, „który rozdziera niebiosa i dochodzi do Boga”, nie kruszy twardej skorupy naszych serc, nie przebija się przez silnie zasklepione błony uszu, nie zrywa łusek z oczu, upada w próżnię… Może dziś to ja jestem tym Bartymeuszem, który powinien zawołać: „Synu Dawida! Ulituj się, abym przejrzał, abym usłyszał, aby moje życie było dobre jak chleb!”?

s. Teresa Pawlak