Światowy Dzień Ubogich

Boję się, ale wchodzę w to!



Z dzieciństwa zapamiętałam długie godziny spędzone w lesie na zbieraniu jagód (sprzedając jagody zarabiałam na zakup ubrania). I to, jak dowiedziałam się, że dom w którym mieszkałam z rodzicami nie jest nasz i mamy się wyprowadzić. To był dla mnie szok. Od tamtej pory mieszkaliśmy w przeróżnych warunkach, ale nigdzie nie czułam się bezpiecznie.

Kiedy przyszedł czas wyboru liceum, bez problemu dostałam się na profil plastyczny, ponieważ od zawsze lubiłam malować. Czas spędzony w szkole średniej to były moje szczęśliwe lata. Potem zaczęły się schody, nie dostałam się na malarstwo i rok spędziłam w domu. To było ciężkich 12 miesięcy – miałam złe relacje z tatą, nauczyłam się „przepraszać, że żyję” i nie mieć potrzeb, najlepiej żadnych. Po roku dostałam się na studia. Skończyłam malarstwo w Krakowie. Jednak jeszcze w trakcie nauki zaczęłam się panicznie bać życia i tego, że sobie nie poradzę. I rzeczywiście, wraz z otrzymaniem dyplomu mój czarny scenariusz spełnił się, zostałam oszukana przez właścicielkę galerii, w której pracowałam. Bez pieniędzy i pomysłu na życie przemieszkałam dwa lata u znajomych, a rzeczy trzymałam w depozycie. Do rodziców wracałam tylko na święta, ale nie przyznawałam się do tego, jak wygląda moja sytuacja. Robiłam wszystko, by się utrzymać. W końcu razem z kolegą zaczęłam wynajmować pracownie – on w niej malował, a ja mieszkałam. Wszystko dobrze, tylko w pracowni nie było łazienki i w ogóle wody. Mój dzień to było nieustanne kombinowanie gdzie i jak się umyć. Zapadłam na zdrowiu psychicznym, krępowałam się zadzwonić do pracodawcy, bo wstydziłam się siebie.

Któregoś dnia zobaczyłam przyklejoną do drzwi kartkę z adresem stowarzyszenia, które pomagało osobom ubogim i bezdomnym oferując darmową łaźnię i pralnię. Choć nie wyglądam, to jedną nogą już jestem na ulicy – pomyślałam i poszłam tam. Był to 2014 rok, chyba marzec. Ta kartka na drzwiach uratowała mi życie. Z działu pomocy doraźnej trafiłam do działu socjalnego, potem zaproponowano mi pomoc psychologiczną. Pani Asia, psychoterapeutka, zaproponowała mi terapię grupową, „Boję się, ale wchodzę w to!” – powiedziałam. Tak rozpoczęła się powolna przemiana mojego życia. Po jakimś czasie otwarły się dla mnie kolejne drzwi – trafiłam do Centrum Integracji Społecznej. Dzięki temu niedługo potem podjęłam pracę. Dziś od nowa uczę się żyć, jestem innym człowiekiem.

Kinga, 30 lat